Informacyjnie:

 Nie będę pisał nic więcej na tym blogu poza wierszami, chcesz poczytać coś innego zapraszam 

tutaj


Jak kobiety popełniają samobójstwo

Bardzo chciałabyś żeby był tam znak zapytania,

Bo moja niewiedza jest słodka, 

A jeszcze słodsze są wakacje w Dubaju,

Nie jakieś nudne kwiaty a bukiety, 

Jak kompozycja Hisaishiego, 

Wplecione to wszystko w wytarzanie marzeń. 


Tam nie ma ciszy, 

Tam nie ma odpoczynku,

Mylaca doczesność z ważnością, 

Mylaca przyszłość ze snami.


Sprzedajac swoją czystość, 

Nie rozumiejąc konsekwencji, 

Nie próbując nic analizować,

Skapana w tysiącu słońc, 

Pięknie własnego ciała i miłości do rzeczy. 


A gdy krok po kroku wsącza się rzeczywistość, 

To jak gadzi jad w jedwabiu twojej delikatnosci,

Kryszalowy żyrandol nabiera ciężkości,

Kazdy najmniejszy szklany element, 

Zaczyna ważyć tyle co tysiące słońc. 


W końcu chmurki zaczynają być bolesne w dotyku, 

A droga powrotną wydaje się nieskończona.


W końcu iść dalej oznacza iść nigdzie, 

Dubajskie plaże są Śmiesznie gorące, 

A ci mężczyźni? 

Nie ma już mężczyzn. 

Ich obraz jest zepsuty, 

Przez łatwość dostępu,

Przez to że to oni ustalali zasady. 

Ich sposób widzenia jest niejasny, 

Nie oczywisty, nie zrozumiały. 


No a kiedy wszystko straci już smak, 

Każda potrawa jest niesmaczna, 

To czy nie warto spróbować czegoś nowego? 

Jak smakuje śmierć? 

Czy śmierć daje zrozumienie?

Czy śmierć pozwala pojąć, 

Ze pieniądze to twór, 

Twór tworzący potwory,

Takie same jak ty. 

Takie same.


A teraz cichutko, 

Bo doskonale znasz wszystkie konsekwencje, 

Doskonale wiesz co to oznacza, 

Więc cichutko szmato.

Głupia szmato. 

Cichutko. 

Żałośni

Może to brak pewności siebie,

Zerowa haryzma, zwątpienie, 

Może to pokora wobec życia, 

Może to lilia zaaferowana słońcem, 

Ćma zajaknieta pięknem motyli, 

Zwykła polana, bez ozdabiającego wiatru. 


Może to tylko my tacy żałośni, 

Cholernie słabi, nie specjalni, 

Nie wyjątkowi, bez talentow,

Bez pieniędzy, bez perspektyw.


Wokól przemykają drogie auta, 

Fryzury za więcej niż mogę mieć, 

Perfumy pachnące jak cipki i fiuty, 

Wysportowane, wymalowane, 

Wyodziane, wyeksponowane. 


A my żałośni, schowani, 

Pełni kompleksow,

Wiedzacy że to nie zamek, 

Żaden książę, żadna księżniczka,

Brak wróżki i pomocnego ptactwa. 


Jak dziura w moim T-shircie,

W twoich rajstopach, 

W moim sercu,

W twojej duszy, 

Nienaprawialne, 

Skazane na śmietnik,

Skompane w okolicznościach, 

Kłamstwach, czynach haniebnych. 


Taka chce cie kochać, 

Żałosną, bez większych marzeń, 

Pokryta pokorą, 

Zniszczona i wciąż silna, 

Taka chce cie kochać, 

Wiedzącą ze pesymizm popłaca. 


Chce abyś mnie taka kochała, 

Pełna wstydu do siebie, 

Powątpiewająca, skruszona. 


Lecz w tych sercach, 

Wciąż jak jak w jądrze ziemi, 

Zimnej ziemi,

Lecz w tych sercach, 

Jak w słoneczne dni. 


Dla mnie jesteś motylem, 

Wiatrem i nadzieja. 


Ich hab dich lieb

To nic nie znaczy,

Szczególnie z ust szmaty, 

A nawet jeśli, 

To wciąż nic.


Pragne tylko naćpać się, 

Miloscia, zatykająca mózg, 

Miloscia, ludzka,

Do kobiety. 


Usłyszec te dwa słowa, 

W ktorymklwiek języku, 

Z końca języka. 


Puść mnie już, 

Nie jestem dzieckiem,

Nie wierzę w miłość,

Z bajek, opowieści, 

Wierze za to w ćpanie, 

Narkotyków własnej produkcji,

Made in nadnercza, 

Przysadka i takie tam. 


Wierzę że jak rozłożysz nogi, 

Wystarczy mi, 

Nie-szmato,

Bitch hard, 

Zakochanie, 

Zakochanie.

Chodź będę cię kochał,

Przez moment jakiś. 

Jebany Debussy

Światła krzycząc mi w twarz,

Pełzają po ulicach,

Mrocznych, lecz takich romantycznych,

Dałbym ci może kwiat,

Nie byle jaki — wyjątkowy,

Nie ma jednak takich kwiatów,

Wszystkie rosną i więdną,

Jak dźwięki nut,

Jak niczego niepodejrzewający smutni ludzie.


Dałbym ci więc to, co najważniejsze,

Całym moim bytem, całym moim pragnieniem,

Filozofię wszechrzeczy,

Pierwszy i ostatni punkt oparcia,

Coś nie do zatracenia w czasie,

W uścisku najcięższych chwil.


Także i tego ci nie dam,

Bo nie umiem zdobyć,

Żadnej z tych mistycznych gór,

Jakby ich nigdzie nie było,

Chociaż już całe życie szukam.


Coś ci jednak mogę podarować,

Wszystkie policzalne tchnienia,

Ileś tam jeszcze uderzeń mocnych,

Wszelkie ciepło jakie mi jeszcze pozostało.

Mogę ci podarować uliczki te mroczne,

Mojego serca zakamarki,

Tak bardzo mocno już zniszczone,

Mogę ci podarować,

Moje więdnięcie,

Moją skrajność,

Podaruję ci to,

Nie na zawsze,

Tylko do samego końca.

Nie po wszech miar,

A tylko garść,

Bo więcej nie udało mi się mieć.

Nie wygrałaś

Kiedy kopnęłaś mnie,

Upadłem,

Leżąc wiłem się,

Jak szczur,

Jak glista,

Brudziłem błotem myśli,

Niszczyłem skórę uczynkami,

Oplułem się cały,

Śliną śliską i zieloną.


Chwilę jeszcze popatrzyłaś,

Na ten żałosny widok,

Na przykre zachowanie,

Coś co kompletnie straciło na wartości.


Odeszłaś,

Odeszłaś z uśmiechem,

Odeszłaś bez zaszczytu,

Kompletnie bez szacunku.


Kiedy jednak błoto wyschło,

Ślina stwardniała i odpadła,

Kiedy brud mokry i lepiący,

Stał się tylko kurzem wczorajszym.


Zrozumiałem.


Zrozumiałem, że nie wygrałaś,

Bo nie da się wygrać.


Opuść zasłony zapomnienia,

Deszcz wspomnień zatrzymaj dachem,

Uspokój śpiewające syreny,

Wchłoń ciszę, wsiąknij spokój.

Urządziłaś się w moim sercu,

Dałaś mi coś,

A ja dałem coś tobie.


Nie wygrałaś,

Bo nie jestem tak stworzony,

Nie wygrałaś, bo wiosenny pada deszcz,

Nawet w środku cholernej zimy.

Nie wygrałaś,

Nie.

Tu nie ma co kochać

Nie ma we mnie co kochać,

Czysta zgnilizna,

Zepsute wszystko,

Cała ta skaza,

Obraza człowieczeństwa.


Nie ma we mnie co kochać,

Zero wyrafinowania,

Brak jakichkolwiek oznak romantyzmu,

Taki bezpański pies,

Który sam uciekł z domu.


Nie ma we mnie co kochać,

Lepiej uciekaj,

Lepiej schowaj się przede mną,

Nie warto.


Nie ma we mnie co kochać,

Mimo że tak pragnę miłości,

Wiem — to żałosne,

Takie zabawne.


Nie ma we mnie co kochać,

A ja stoję jak ten zbity pies,

I patrzę smutnymi oczami,

Na wszystkich kochających.


Nie ma we mnie co kochać,

Więc mnie nie kochaj,

Nie potrzebujesz tego,

Tylko ja tego potrzebuję.


Nie ma we mnie co kochać,

Bo tak cholernie ciężko do tego dotrzeć,

Jestem jak małża,

Na dnie najgłębszego rowu oceanicznego.


Nie ma we mnie co kochać,

Chyba że zgodzisz się,

Zaryzykować wszystko,

Chyba, że jesteś odważna.

Modlitwa do cierpienia

O mądre cierpienie,

Kompletna przeciwności,

Beznamiętnego trwania w bólu,

Całkowite zaprzeczenie umierania,

O mądre cierpienie,

Sensowna męko,

Co umacniasz mnie codziennie,

Co sprawiasz, że jestem czysty,

W moim sercu, w mojej duszy,

Co sprawiasz, że jestem silny,

W moim głosie i w mojej głowie.

O mądre cierpienie,

Dziękuję ci, że mnie dotykasz,

Że moje żyły płoną,

Moje serce bije tak mocno,

Łzy cisną mi się do oczu.

O mądre cierpienie,

Co sprawiasz mi tyle bólu,

Nieznośne, nie do wytrzymania,

Gnębiące mnie codziennie,

Nie opuszczaj mnie nigdy,

Sprawiaj, że wiem czym jest życie.

O mądre cierpienie,

Kompletna przeciwności przyjemności,

Ciągłych rozkoszy i pięknego życia.

O mądre cierpienie,

Co dajesz mi tyleż bólu,

Tyleż nauki i tyleż siły, aby żyć.

O mądre cierpienie,

Dziękuję ci, że mnie dotykasz,

Że dzięki tobie mogę widzieć świat inaczej,

Jesteś dla mnie najważniejszym,

Najistotniejszym i przynoszącym mi dumę,

Moim własnym elementem duszy,

Moim najwspanialszym osiągnięciem.

O mądre cierpienie,

Nie pozwól mi nigdy zboczyć ze ścieżki,

Cierpiących dla większego dobra.

Ja płonę

Wszechrzeczą,

Słońc sumą,

Bożym palcem,

Wrzawą żaru.


Potknięty,

Błagając,

Ołzawiony,

Płonę.


Wyrywaj żar,

Wyginaj mnie,

Tak kocham,

Potężnie.


Schowany,

Schowany,

Schowany,

Wychodzę.


Potężny,

Płonę,

Kocham,

Wychodzę.

Ty głupia szmato

Twojej delikatności smutne oblicze,

Druzgotane brudem tego świata,

Wszelkie życie kłaniające ci się,

Całkowita suma dobra.


Podejdź do mnie, dotknij mnie,

Pobłogosław mnie swoim istnieniem,

Chcę doznać rozkoszy twojego dźwięku.

Nie ma nic i nikogo ponad ciebie,

Wszystkie chwile tęsknoty,

Umierania w środku — bo mi ciebie brak.


Niech świat podlewa nas sokiem miłości,

Plony wszelkiego dostatku otaczają nas,

Nasze nagie ciała niech tańczą,

Jak w powrocie do błękitnej laguny,

Jak młoda Jovovich, bez skazy.

Gdyby tylko istniało zło,

Tak potężne jak dobro, którym jesteś,

Bylibyśmy zgubieni,

Bylibyśmy zgubieni,

Skazani na wszechobecne cierpienie,

Na nieznośność męczarni diabelskiej,

Której nawet i sam diabeł by się lękał.


Przez otwarte okno widzę ptaki wędrujące,

Odlatując tęskniące do ziemi, po której stąpasz,

Bez wytchnienia myślące, aby powrócić.

Jakbyś wchłonęła wszystko, co dobre,

Jakbyś całkowicie opętała wszelkie piękno,

I zawładnęła nim, tak majestatycznie.

Nie ma niczego co odwróciłoby mój wzrok,

Od cudu, którym jesteś,

Od dobra, które niesiesz.

Nic nie zmyje uśmiechu z moich ust,

Kiedy tylko lekka myśl o tobie,

Przebiega w tym chaosie.


Czarne dziury wstydzą się swojej słabości, 

Gwiazdy bledną od braku światła,

Tworzysz nowy porządek wszechświata,

Budujesz wszystko od nowa.

Jak bogini, jak stworzenie pierwotne,

Jak wielki wybuch jak nieskończoność.

Ciężko nie być głupkiem

Bo to wcale nie jest proste,

Ilość sprzecznych sygnałów,

Nie zrozumianych wiadomości,

Dwa tak cholernie dziwne światy,

Wszystko wrzucone do jednego gara.

Ciężko nie ugotować tu czegoś,

Bez precedensu,

Ale czy z sensem?


Dziś nie umiem powiedzieć nic,

Patrzę, obserwuję, myślę,

Wgłębiony w większą analizę,

Nie rozumiem,

Nic cholera nie rozumiem,

I boję się, że zawsze kiedy tak było,

To coś było.


Tak cholernie lubię jak się ruszasz,

Tak bardzo podobają mi się twoje oczy,

Czekam wciąż aż mnie przytulisz,

I jakoś tak dziwnie czuję się samotny.


Nie czuję aby potrzeba mi było,

Zastanawiać się co będzie dalej,

Planować jakieś posunięcia,

Myśleć o tym kto, kiedy i z kim.


Może bardziej zależy mi na przyjaźni?

Jakbym miał wybierać to tak by było,

Ale czy takie głupki jak ja,

Mają prawo cokolwiek wybierać?


Przecież to on wskazuje nas palcem,

Ja tylko powierzam mu wszystko,

Ja tylko daję mu się prowadzić,

Ścieżką czystości, która zostanie nagrodzona:

Albo moim słodkim cierpieniem,

Albo twoją gorzką miłością,

Albo kolejnymi bolesnymi kolcami,

Albo dotykiem twoich miękkich dłoni.

Zostanie wynagrodzona,

Bo ciężko nie być głupkiem.


Jakbym miał jakiś wybór wybrałbym cię,

Jakbym mógł wybierać przytuliłbym cię mocno,

Pocałował i zwyczajnie cieszył się, że jesteś.

Zbierz je wszystkie

Wtedy kiedy grałaś mi na fortepianie,

Czy tam pianinie, bo nie znam różnicy,

Jak występowałem solo pod gwiazdami,

Ja i wielka butla wina,

Kiedy paliłem tego papierosa po seksie,

Wiedząc, że kiedyś się to musi skończyć,

Ale nie teraz,

Wtedy kiedy siedzieliśmy, wśród zapachu AIDS,

Wśród tego pedofilskiego posmaku,

I tańczyliśmy w rytm muzyki,

Wtedy kiedy przytulałem ją nad ranem,

Kiedy myślałem, że to się nigdy nie skończy,

Albo kiedy mówiła mi jak jest dobra,

Jakie ma dobre serce, jak dobrą duszę,

Kiedy tańczyłem z nią jakby sami na parkiecie,

Kiedy śpiewałem wszystkim, śpiewałem,

I jak w sukience kwiecistej, ze wstążką,

Jadłaś ze mną kanapki na trawie,

Jak pierwszy raz zrobiłaś mi laskę,

Tak dobrze, że czułem się jak nigdy,

Albo wtedy kiedy zrozumiałem, że mam przyjaciela,

Jak popatrzyłem w twoje oczy,

Jak dotknęłaś moich palców,

Jak uśmiechnęłaś się do mnie,

I kiedy przyszedł on.


Zbieram je i nie zamierzam przestać,

Nigdy nie zamierzam przestać,

Bo to jedyne co warto kolekcjonować.

To takie śmieszne

Zobaczyłem cię dziś pierwszy raz,

Pierwszy ze wszystkich tych razy,

I już nie mogę nieść tej myśli,

Że będzie kiedyś ten ostatni.

Wręczam swojemu strachowi spokój,

Wypowiedzenie obowiązków,

Nieustającą bezimienną odmowę,

Bo na nic mi on teraz.

Kiedy już nastąpiło, nie istnieje odwrót,

Los toczy się jak lawina,

Spada jak płatki śniegu,

Popycha nas w stronę, w którą nie chcemy.

Zobaczyłem cię dziś i wiedziałem,

Tak jak wiem ile warte jest wszystko,

Tak jak umiem zmierzyć istnienie,

Tak jak wszechrzecz buduje wszechświat,


Zrozumiałem dzisiaj te wszystkie elementy,

W elementach skomplikowanych — różniczkach,

Władco losu, panie światów, 

Wszechmoco nadciągająca jak czas,

Nie boję się żadnej krzywdy,

Śmierć nie jest dla mnie upiorem,

Nie uklęknę przed żadnym władcą.

Tylko przed miłością uklęknę.

Tylko przed miłością.

Tylko przed nią.

Tylko.

Skomplikowana matematyka szczęścia

W dłoni masz kwiatek,
Kiwa się na wietrze, 
W ustach monet nie masz, 
W głowie tylko wiersze, 
W mieście słyszę śpiewy, 
W lasach tylko ciszę, 
Tylko podmuchy, powiewy, 
W ciszy nic nie słyszę, 
Wspinajmy się wyżej, 
Czekan za czekanem, 
Jakoś się z tego wyliże, 
Gdy opuścisz mnie nad ranem. 

Skomplikowane obliczenia:
Jak tu być szczęśliwym? 
Czy ważne są moje wierzenia?
Czy są, może, na niby? 
Czy istnieje coś istotnego?
Pochodne funkcji kwadratowych?
Rachunku różniczkowego? 
Układ osi wielowymiarowy?
Albo, zwyczajnie podejdź, 
Daj dotknąć swój policzek, 
Daj płynąć łzom nieszczęścia,
I przestań w końcu liczyć.

Daj mi robić swoją

Wytchnionych splecionych dłoni,

Obręcze w zatoczonych kołach,

W szyderczych uśmiechach idiotów,

Bo idioci zawsze się tak śmieją,

W badziewnym, sztucznym pokoju,

W sukni tak zabawnie żałosnej,

Występujesz wśród tłumów samotna,

A łza ci cieknie po piersi.


Uciekaj, ale to nic ci nie da,

Uchodzi z ciebie wszelka nadzieja,

"Nie daj się" - szepczą cienie,

Ale cienie nie potrafią mówić.


Dajesz z siebie aż tak wiele,

Choć tak naprawdę to jak nic,

Jak grochem o ścianę,

Krew w piach,

Wyciskasz z siebie wszystko,

Chociaż to nic nie zmienia.


Jesteś sama, bo tego chciałaś,

Nie chciałaś mieć nikogo,

Bo pragnąć nie znaczy chcieć,

Bo zrobić coś odwrotnego,

Mimo tak głośnych orzeczeń,

To coś, w czym jesteś dobra.


Nie nienawidzę cię, wręcz kocham,

I chcę byś trwała wciąż w świecie,

Chcę być dla ciebie kimś ważnym,

Wplatać się z tobą w to wszystko,

Lecz przestań już proszę pierdolić,

Jak bardzo świat cię nie lubi.


Zamknij się w końcu, odetchnij,

To nie świat cię nie chce,

To nie wszyscy są przeciwko tobie,

To nie ja zrobiłem ci krzywdę,

Tak to nie, tak to nie działa,

Ten dziwny ziemi skrawek.


Chcesz mojej miłości?

To się otwórz na swoją własną,

Chcesz swojej radości?

Przyniosę ci ją w otwartych dłoniach,

Lub przyprowadzisz ją sama,

Musisz tylko iść do świata,

Gdzie życie jest przepełnione pięknem,

Gdzie wszystko ma większy sens,

Gdzie cel znajduje się na końcu.

Gdzie znajdziesz drzwi?

W swoim sercu,

W swoim życiu,

Znalazłaś już tak wiele.

W swojej odwadze znajdziesz klucz.

Wierzę w ciebie,


Rób swoją robotę:

Najpiękniejsza chwila w życiu

Zero woltażu, w każdym kącie cisza,

Odwzorowano w tym chyba jakąś książkę,

Z tych takich, które czytasz,

A twoja dusza płacze z tęsknoty.


W pełnej sali, balowej bez balu,

Wśród fantomów, wśród ludzi potencjalnych,

Wśród tłumów, które spędzały tam chwile.

Rozsiadłem się przy jednym stole,

Samotny, sam całkowicie,

W otulającej mnie matni,

Wśród wichur zewnętrznych.

Spokój.


Ten spokój i cisza.


Wtedy dotknęłaś klawiszy.

Dotknęłaś klawiszy.


Spękanej mej duszy odłamki,

Suchoty mego serca chrupnięcia,

Mokradeł w mych oczach wilgotnych,

Ten uszu dostatek odmienił,

Odmienił mi sposób wydechu,

Odmienił mi pogląd na wszystko.


W otchłani tej ciszy,

W dostatku tych dotknięć,

W ostatniej tam nucie zagranej,

I w duszy mej światło wezbrało.


Ty dałaś mi poranków radości,

Dałaś mi wszechmocy smak gładki,

Miłości mi dałaś strunami,

Dotknięciem swoim klawiszy,

Muśnięciem tam palca obuszkiem.


W tej sali balowej bez balu,

Chwil pięknych nie można policzyć,

Tej jednej jednak w mej duszy,

W tej ciemnej spokojnej ciszy,

W tej sali balowej,

Co wlała mi się do serca.


Ty dałaś mi ochotę na życie,

Dałaś mi znów to pragnienie,

I głód mi dałaś od nowa,

Dałaś mi każde to tchnienie.


Nie odebrałaś mi nic szczególnego,

Oprócz wszystkiego, co czarne i zimne.

Oprócz wszystkiego co złe i nie moje.

I wciąż nie wiem dlaczego,

Dałaś mi aż tak wiele?



Nie chcę

Nie chcę kłaść się spokojny spać,

Ani potulnie przyjmować świat,

Nie chcę codziennie wspominać czas,

Kiedy byłem taki szalony,

Nie chcę ćwiczyć silnej woli,

Ani torturować się dietą,

Nie chcę patrzeć na życie,

Zza szyby własnych lęków.

Nie chcę posłusznie, zwyczajnie,

Grzecznie, normalnie,

Prostolinijnie i gładko żyć.

Nie chcę.


Daj mi bat światła,

Daj mi w odwagę,

Daj mi te mocne uderzenia serc,

Daj mi siłę, daj mi moc,

Daj mi ten pierdolony stres.


Chcę kłaść się spać spocony,

Zmęczony zamykać oczy,

Nie wiedzieć co będzie,

Chcę tak mocno z całych sił,

Chcę żyć.

Chcę całować cię w usta,

Przynosić ci w dłoniach światło,

Uciekać z tobą przed wiatrem,

We wietrze splątani jak pnącza,

Chcę skakać z tobą po drzewach,

Pieścić lwy po pyskach,

Chcę bić się z niedźwiedziem,

O byle co!

Pędzić przez życie,

Chcę wciąż i wciąż na nowo,

Każdego dnia mieć odwagę,

Chcę mieć odwagę,

By żyć i nie myśleć,

Chcę mieć odwagę,

By żyć i nie myśleć,

O tym co będzie,

Bo już dzisiaj wiem,

Że z planowania nici.

Kwiaty i inne jakieś tam

Może ja już nie umiem kochać?

Kochać Cię w sukni kwiecistej,

Wśród zbóż, kwiatów, łąk,

Wśród śpiewu wiatru,

Co przynosi tylko dobre wieści,

Może kocham Cię jednak,

Jak okręt kocha swój port,

Jak świeci nad nami dobry los,

Dobrego życia chwile,

Muskamy dłońmi jak strumyk,

Co przepływa bez przerw.

Może kocham wszystko,

Kim jesteś i jak jesteś,

W sennej jawie,

Śnie najprawdziwszym,

Który wydarza mi się,

Codziennie na nowo.


Odsłoń oczy, tak piękne,

Najpiękniejsze ze wszystkich,

Najjaśniejsze i takie błyszczące.

Może zaprzeczam miłości?

Otóż nie zaprzeczam! 

Próbowałem zaprzeczać,

Ale to jak walczyć z własnym cieniem,

Jak próbować pokonać nicość.

Wchłonięty, wsiąknięty,

Wciągnięty, wetknięty,

Pomiędzy życie i miłość,

Śmierć i umieranie,

W powolnym tańcu z tobą,

W ciszy zaułków, 

Uliczek spokojnych.

Ty ćpunko

Można by zlizywać z chodnika,

Nawet jakby było trochę brudne,

Albo może i obsrane,

Ważne, że robi w głowie to,

Daje ci pieprzony spokój.


Nie ważne jak wyglądasz,

Że nikt cię nie chce,

Że nie wyglądasz,

Bo przecież wygląd nie jest ważny.

Nie ważne, że spada na ciebie deszcz,

Tylko tak cholernie kwaśny,

Wciskasz sobie to w każdą szczelinę,

W każdy możliwy kanał,

Wpierdalasz sobie w swoją delikatność,

Pchasz w siebie zapomnienie,

Smród dworca, obszczanych zaułków,

Brudnych fiutów i chorych pocałunków.


Kiedyś przejdę obok ciebie,

Popatrzę, że to przecież ty,

Co byłaś dla mnie kimś ważnym,

Co byłaś dla mnie kimś wartym uwagi,

Zapomnę, bo wszyscy zapominają.


Odejdź teraz w krainę spokoju,

Zalana dopaminą jak tankowiec,

Dobij do tego portu rozkoszy,

Oddaj się wszechwładzy zapomnienia,

Pluj na swoją przeszłość,

Na siebie i na wszystko, czym jesteś.


Skrzat już czeka po drugiej stronie,

Garniec pełen złota ty moja Calineczko,

Księżniczko bez pantofelka,

Bez księcia i królestwa,

Bez władzy nad własnym losem.


Daj sobie tę przyjemność,

Bo życie nie jest po to, żeby cierpieć,

Bo nic nie przychodzi łatwiej,

Nic nie jest prostsze niż to,

Najłatwiejsza z dróg,

Dmuchana wiatrem.


A po drugiej stronie,

Zakapturzona postać,

Uśmiecha się do ciebie,

Choć nie ma ust,

Tylko biel,

Tylko biel kochana,

Tylko biel.

Chciałoby się

Czasami to nie wiem,

Czy to świat jest zepsuty,

Czy tylko ja aż tak bardzo?


Zaciskam powieki i myślę,

Nie płacząc, bo chłopcy nie płaczą:

A gdyby tak zrobić to inaczej?


Nie interesuje mnie już twoja nagość,

Ani to czy znasz się na rzeczy,

Mało mnie obchodzi, jaka jesteś,

Ani też, w czym ci jest seksownie.

Nie chcę widzieć cię w lustrze,

Klaszcząc w twoją gołą dupę,

Nie umiem już patrzeć na to w ten sposób.

Nauczyłem się inaczej.


Fajnie jest jak się uśmiechniesz,

Powiesz co u ciebie i jak się czujesz,

Interesujące jest to jak myślisz,

To ważne, że jest ci dobrze,

Czy odnalazłaś się już?

Czy wiesz, co chcesz w życiu robić?

Czy spełniasz marzenia?

Czy w końcu jesteś szczęśliwa?


A później otwieram oczy,

I przemyka mi przez myśl,

Że tak to by mogło być,

Że taki mógłby być ten świat,

Tak inaczej, nie tak samo,

Nie jak zawsze, bo i po co?

Mógłby być przecież,

Nie zaprzeczysz.


Mógłbym ja być taki,

Wpatrzony w twoją osobowość,

Wlepiający się w twój charakter,

Dotykający twojej duszy tak delikatnie,

Muskający z tobą źdźbła sztuki,

Na kolejnym wernisażu,

Wśród malunków tak natchnionych,

Rozmawiając o realizmie. 


Mógłbym nie myśleć,

Że fajnie opinają ci się spodnie,

O twoich długich nogach,

Oczami wyobraźni tworząc z nich,

Wrota do ostatniego kręgu raju,

Wnikając we wszystkie aspekty,

Wilgotne od mokrości,

Gorące od głośnego sapania.


Mógłbym, tak mógłbym.

Taka nasza walka

Jesteśmy tacy smutni,

Chociaż mamy wszystko,

Jesteśmy tacy biedni,

Bo wciąż nam mało,

Jesteśmy tacy niedocenieni,

Chociaż wiedza świata,

Spoczywa nam w kieszeniach,

Jesteśmy tacy upodleni,

Przez system, który sami tworzymy,

Jesteśmy tacy bez celu,

Chociaż gwiazdy tam czekają,

Jesteśmy tacy w depresji,

I tysiącu innych nowych chorób,

Jesteśmy tacy źli,

Ale nic z tym nie zrobimy,

Jesteśmy tacy wspaniali,

Choć wciąż śmiejemy się z innych,

Z tych innych, którzy tworzą,

Z tych innych, którzy chcą trwać.


Wciąż się boimy,

Chociaż nie mamy zagrożeń,

Wciąż uciekamy,

Chociaż nikt nas nie goni,

Wciąż się wieszamy,

Połykamy truciznę,

Nie chcemy żyć,

Chociaż nikt nam nie zabrania.


Wciąż cierpimy tak mocno,

Chociaż nigdy nie było u nas lepiej,

Nawet nie umiemy już płakać.


Największym naszym wrogiem jest fotografia,

Film i miłość na naszych ekranach,

Bo ona nie istnieje nigdzie,

Nigdzie poza tym małym pudełkiem.


Nie ma miłości takiej wymarzonej,

Nie ma miłości takiej bajkowej,

Ani takiej pornograficznej też nie ma,

Nie ma miłości pozbawionej wad,

Miłości ze statków, notesów, domów starców,

Nie ma miłości takiej.


Jest miłość bolesna, trudna,

Jest miłość ciężka, nie fajna,

Miłość gorzka jak cholera,

Pozbawiona tego romantyzmu,

Nie okraszona pieniędzmi,

Które walają się wszędzie jak kurz,

Ani bez balów, bez imprez,

Miłość bez alkoholu i narkotyków,

Bez brania do końca gardła,

Ani z dupy do ust.

Miłość ziemska,

Czyli mieszająca cię z ziemią,

Miłość wodnista,

Czyli dusząca cię — topiąca,

Miłość, którą trzeba przetrwać,

Jak tornado, jak tajfun,

Tylko taka miłość jest,

Nie ma żadnej innej,

Wszystko inne to twoja depresja,

Twój smutek, twój sznur,

Na którym zawiśniesz,

Jeśli nie napchasz sobie zawczasu,

Pełne usta błota,

I nie połkniesz tej gorzkiej mieszanki,

Dławiąc się i wymiotując.


Oto twoja jedyna nadzieja.

Jaki jestem

Jaki jestem?

Czy kiedykolwiek próbowałaś zrozumieć?

Nie mam w sobie tej siły,

Ani odwagi, ani tej potęgi,

Nie jestem wojownikiem,

Nie jestem małym bogiem,

Nie umiem wytrzymać tak wiele...


Jest we mnie wciąż strach,

Walka i to małe zniszczone serce,

Serce, które już ktoś przed tobą zepsuł.


Próbowałaś bawić się tym wszystkim,

Próbowałaś myśleć, że nic mi nie będzie,

Nie zastanawiałaś się nigdy,

Nie przeszło ci przez myśl,

Że nie jesteś ważniejsza ode mnie,

Że nie jesteś w niczym lepsza.


Przecież można mnie tak łatwo okłamać,

Bo jestem tak cholernie głupi,

Przecież możesz robić co chcesz,

Bo jesteś tak cholernie wolna,

Przecież to wszystko jest takie logiczne,

I tylko ja tego nie rozumiem,

Bo przecież ty zawsze wiedziałaś,

Lepiej ode mnie.


Przecież nic cię to nie interesuje,

I nigdy nie interesowało,

Byłem zabawką w twojej kolekcji zabawek,

Czymś, czym można się znudzić,

Czymś, co nie ma dna tak jak ty,

Co nie ma duszy tak jak ty,

Co nie jest tak delikatne i samotne,

Coś, co nie czuje tak jak ty.


Tym byłem dla ciebie.


Zaprzeczyłabyś gdybym ci tylko powiedział,

Zaprzeczyłabyś gdybym ci tylko wyszeptał,

Że było właśnie tak,

Zaprzeczyłabyś swoimi słowami,

Swoje czyny.


Przecież jestem wojownikiem,

Wytrwam wszystko,

Przecież tyle przeżyłem,

To muszę być twardy.


Widzisz.


Każdy wojownik walczy o coś,

Każdy wojownik pokonuje wroga w imię czegoś,

W imię miłości, dobroci,

Swojej ziemi, swoich ludzi,

Swojego świata, który o niego dba.

Każdy wojownik ma tę słabość,

Że bez tego, o co walczy jest nikim,

Jeśli jego ziemia obróci się przeciwko,

Jeśli ci, których kocha kłamią,

Jeśli zdradzą go wszyscy,

To przestaje być wojownikiem,

Przestaje mieć o co walczyć.

To umiera w nim wola walki.

To znika w nim chęć zdobywania.

To staje się samotnym wilkiem,

Który nie ma domu.


Każdy potężny mężczyzna,

Każdy wielki tego świata,

Każdy musi mieć swoją ziemię,

Coś, co go karmi i przytula,

Coś, co daje mu chęć do oddychania,

Coś, bez czego jego siła nie istnieje.


Stałem się samotną duszą,

W poszukiwaniu swojej ziemi,

Wystraszony jak kot na autostradzie,

Przerażony nie mieczami wrogów,

Nie widmem bolesnej śmierci,

Ale przerażony najbardziej na świecie,

Przerażony kochania.


Boję się kochać, 

Boję się znów mieć swoją ziemię,

Boję się stawiać kolejne kroki,

I walczę teraz tylko ze strachem,

A to wszystko dlatego,

Że nie byłem dla ciebie wystarczająco człowiekiem,

Nie wart tego, by traktować mnie,

Jak kogoś, kto czuje, 

I kogo będzie bolało.


Doskonale wiem, dlaczego to zrobiłaś,

I tyko to cię tu przeraża,

Wszystko inne masz w dupie,

Przeraża cię, że wiem.

Proszę, błagam

Popatrz na mnie,

Ale nie tak przez pryzmaty,

Te społeczne,

Te kulturowe,

Ani te historyczne,

Popatrz na mnie,

Tak jak nikt nie patrzy,

Nie jestem tym wszystkim,

O czym mówią ci wszyscy,

O czym myślisz, że jestem,

Nie jesteś moim sędzią.


Popatrz na mnie,

Kurwa popatrz,

Nie jak stoję i płaczę,

Nie jak cierpię i nie mogę,

Nie jak robię złe rzeczy,

Popatrz na mnie!


Popatrz na mnie,

Na to czego chronię,

Na to czego nie chcę stracić,

Na mnie, we mnie w środku,

Na to co mi jeszcze zostało,

Popatrz na mnie,

Na to, na mnie,

Na to.


Kurwa popatrz na mnie,

W końcu popatrz na mnie,

Nie na to co myślisz, że patrzysz,

Ani na to co uważasz, że powinnaś widzieć,

Popatrz na mnie.


Popatrz w końcu na mnie,

Bo to boli, że nigdy nie patrzysz,

Nigdy nie patrzyłaś na mnie,

Zawsze tylko na to wszystko,

Na mnie w tym kontekście,

Jakimkolwiek kontekście,

To nie jestem ja.


Popatrz na mnie, 

Pragnę tego jak umierający pragnie żyć,

Jak spragniony pragnie wody,

Jak głodny pragnie poczuć smak,

Jak ja pragnę abyś na mnie popatrzyła.


Nie rozumiesz?

Tu akurat nie chcesz rozumieć,

Bo to boli tak na mnie patrzeć,

Tak patrzeć i rozumieć,

To boli a ty się boisz.


Popatrz na mnie,

Proszę, błagam!

Coś nowego

O otchłani marazmu,

W bezdenności nudy,

Chwiejące się kwiaty,

Na wietrze ze znanego,

W spokojnej melodii,

Którą już tak dobrze znam.


Mam jutro przecież,

Choć nie na pewno,

Fizyka kwantowa wciąż zaskakuje,

To jednak wierzę, że jest,

A wczoraj śpi już w mojej pamięci,

W moich znudzonych myślach.


Myślę o tym wciąż od nowa,

O każdej możliwości,

Wewnątrz wszystkich pomysłów,

Szukając nowej jakości,

Badając najtwardsze skamieliny,

Oczekuję życia w swojej istocie.


Podejdź do mnie szalona,

Chcę widzieć w twoich oczach,

Że płoniesz w środku jak wulkan,

Że musisz mnie odwiedzić,

Dzisiaj już przemija,

I całe szczęście.


Podejdź do mnie znajoma,

Pogładź mnie lekko,

Pocałuj inaczej niż wszystkie,

Powiedz mi co lubisz,

Zjedz ze mną śniadanie,

Usiądźmy w środku piekła.


Pogrążmy się w ostatnim kręgu,

Zajmijmy się tym egoistycznie,

Dla dwóch własnych interesów,

Sporządźmy listę grzechów,

I trzymajmy się jej bez końca.

Trzymajmy się za ręce do końca.

Tęsknota taka bardzo

Poznaj pięciotonowe chmury,

Wiszące jakimś cudem,

Jak kurtka wypełniona granatami,

Takimi wybuchowymi,

Takimi metalowymi.

Kręcisz mi się wokół oczu,

Wewnątrz czaszki,

Gilgoczesz od środka,

Wijesz się jak dziwne myśli.

Tak bardzo, taka bardzo,

Pada deszcz,

Nie ten rzęsisty,

Nie ten tropikalny,

Ale taki znad Morza Północnego,

Byle jaki, wpadający w szarość,

Szary jak wszechrzecz.

Zmienia mi to tensory,

Niszczy podstawowe zasady,

Pluje mi w twarz z uśmiechem.

Chmury bijące mnie w tył głowy,

Gilgoczące tyły powiek,

Muskająca mnie w środku kurwica.

Mówią, że jestem twardy,

Bo to i tamto,

Nie wiedzą tak naprawdę.

Nie wiedzą.


W środku mam ryżowy papier,

Algi wyschnięte w słońcu,

Coś, co zdaje się takie hydro fobiczne,

Piszące wiersze stworzenie,

Niebezpieczeństwo otchłani,

Bardzo małego mnie,

Bardzo mojego mnie.


Gdyby tylko zmokło,

Dało chwilę wytchnienia,

Rozwiało te metalowe chmury,

Przeszło na wylot skóry,

Pod oczami, na policzkach,

W nosie, w ustach.


Moje algi zapomniały smaku słonej wody,

Mój papier ryżowy nie zna już pierwotnej formy,

Kiedy taplał się bez jutra,

Bez wczoraj,

W pełnej immersji.


Jakby tylko ktokolwiek,

Gdziekolwiek, jakkolwiek,

Był jeszcze w stanie,

Po prostu,

Dokonać tego,

Czego nie umiem wymówić,

Pomyśleć ani zobaczyć.


Zalany deszczem z metalowych chmur,

Pukającym mnie tak mocno w tył głowy,

Suchą wodą mokry wśród płonących traw,

Z tęsknotą tańczący polkę.


Popatrz na mnie.

Nie łatwo jest

Nie łatwo jest wierzyć,
Przekonywać się i myslec,
Ze istnieje miłość, 
Ze dobro ma sens,
Ze należy dbać o siebie,
Podejmować trudne decyzję, 
Żyć w zgodzie. 

Nie łatwo żyć mimo ran, 
Kulejąc biec do celu, 
Uśmiechać się w żałobie, 
Tańczyć mimo braku alkoholu. 

Nie łatwo jest wybaczyć Ci, 
Każdy zadany w serce cios, 
Każdy wbity w plecy sztylet, 
Każde kłamstwo parszywe,
Kazdy zły gest.

Nie łatwo jest kochać znów, 
I znów, I znów, I znów, 
Jak einsteinowski idiota, 
Robiący to samo, 
I oczekujący innego rezultatu. 

Nie łatwo jest iść naprzeciw, 
Nie słuchać tych którym wygodnie, 
Tych ktorzy pogodzili się, 
Ze swoją nieprzebojowoscia, 
Ze swoją nijakością, 
Poszli na kompromis z życiem, 
Dali strachu żyć. 

Nie łatwo jest, 
A może i nawet nie warto,
A może to kompletny idiotyzm, 
Może świat jest taki, 
Jaki po prostu jest. 

Nie łatwo jest, 
Wybierać tą droge, 
Trzymać się jej. 

Może to nieświadomość, 
Podjęte bez namysłu działanie, 
Myślenie ludzi z niskim ilorazem. 

Nie jest mi łatwo być idiota, 
Być głupim durniem, 
Ani nie łatwo znać ten bol, 
Ani łatwo to znosić.

Jestem tak samo głupi,
Jak z tego dumny. 

Dość dość inaczej

To jak walczę, jak krwawię,
Jak mocno cierpię i błagam,
To jak wyrywam łańcuchy,
Które trzymają moje serce,
Na uwięzi tak potężnej,
Tak wielkiej mocy,
W tak silnej matni,
Że najmniejszy promyk światła,
Nie ma prawa istnieć,
Nie ma najmniejszego prawa.

Podejdź do mnie sama,
Bo ja nie mam siły,
Nie mam odwagi, 
Albo zwyczajnie nie umiem już,
I przytul mój świat,
Moje głupie serce,
Kości zbolałe od ciągłego wysiłku.

Unieś tę planetę,
Unieś to życie nad swoją głowę,
Swoją siłą uwolnij mnie,
Uwolnij mnie w końcu,
Uwolnij ode mnie samego.

Uwolnij mnie od tego dziecka,
Patrzącego na przemoc,
Czującego tylko cierpienie,
Strach.

Uwolnij mnie od dziecka,
Bez zasad, reguł,
Dobrych przykładów,
Bez nadzieji na lepsze jutro,

Uwolnij mnie w końcu.

Chaos

Codzienna poranna kawa,

Zapach miasta i liquidu,

Krążące myśli,

Często tak dziecinne,

Często tak fantastyczne,

A najczęściej to,

Takie zapomniane.


Wiatr przemieszcza mi włosy,

Kompletny brak porządku,

Wszystko bez żadnego planu,

Bez najmniejszego pomysłu.


Co będzie jutro?


Każdy wie,

Że w chaosie można tworzyć,

Najlepsze dzieła powstają same,

Że kreatywni to my jesteśmy,

Ale tylko, kiedy nie musimy.


Kolejny autobus,

Wypełniony marzeniami,

Radością i życiem,

Wypełniony dniami,

Godzinami, miłością,

Światłem, które jest w każdym.


Tysiące oczu patrzących na mnie.


Mamo ja już nie chcę tęsknić za tobą,

Nie chce mi się stać nad twoim grobem,

Mam dość myślenia o tym wszystkim,

Zwyczajnie odejdź już,

Daj mi żyć.


Świat jest lepszy,

Taki świat, jaki sam tworzę,

Wśród tych wszystkich ludzi,

Wyciągniętych z chaosu losowości.


Gdy się kocha,

To każda kawa,

Każdy autobus,

Każdy chaos,

Każde spojrzenie,

Są warte tych chwil,


Gdy się kocha,

To i tobie i mi,

Należy się spokój,

Gdy się kocha,

To kocha się wszystko,

Kocha się wszystkim,

Kocha się wszystkich,

Kocha się,

Po prostu.


Dziękuję.

Może jestem nienormalny?

Jest parę osób które tak mówią,
Parę z nich też tak myśli, 
Jest kilka faktów które to potwierdza, 
Obciążających zeznań świadków, 
Jest masa złamanych zasad,
Swoisty brak przystosowania, 
Niedokończone sprawy, 
Które należało dokończyć, 
Sa widoczne efekty, 
Negatywne światło padające na sprawe,
Smutek we wspomnieniach, 
I ta cholerna tęsknota.

Sam chyba w naporze argumentów,
Gdybam w kącie samotności, 
Mietosze te przekazy, 
Zuje i nie wypluwam, 
Może jest w tym szczypta prawdy, 
Promyk nadzieji,
Na poprawę. 

Później jednak wciąż na nowo, 
Odkrywam w tym piekno, 
Różnosc form wszelkich nakazów,
Akceptowalnych ogolnie, 
Mających nam wszystkim, 
Przynieść poczucie bezpieczeństwa,
To śmieszne idiotyzmy, 
Nawarstwione jak góra śmieci,
Jak bajkowe marzenia. 

Bycie mną oznacza tylko jedno, 
Bycie mną jest nieuniknione, 
Niebezpiecznym mną, 
Z przekazem, 
Idea i sila aby to zmienić, 
Aby nastał nowy porządek, 
Nowy porządek świata. 

Szukaj

W wygięciach, we wgnieceniach,

We wnękach, w wybrzuszeniach,

We wnętrzu, 

W środku,

Schowane gdzieś,

W ciszy,

Mruczące lekko,

Irytujące,

Płonące,

Pulsujące,

W mojej duszy,

W moim umyśle.


Szukaj, szukaj,

Szukaj aż mnie znajdziesz,

Bo ja znalazłem siebie,

Szukaj, szukaj,

Chodź, pobaw się ze mną,

Bo ja już tu jestem.

Nie martw się,

Po prostu mnie znajdź,

We wszystkich zakamarkach,

Schowkach, pod schodami,

Za szczotkami, między książkami,

Ja jestem,

Wciąż jestem tam,

Schowany,

Uśmiecham się do ciebie,

Tęsknie już za tobą,

I nie mogę się doczekać,

Aż mnie znajdziesz,

Po raz pierwszy,

I każdy następny.

Na morzu

Hej kapitanie zbliża się sztorm,
Nasz wróg i ratunek, 
Nasz żywioł który sami wybraliśmy, 
Nasze wspólne katharsis. 

Masz w oczach ten błysk, 
Ognie świętego elma, 
Tańczące w mojej duszy, 
Lakniejace więcej życia. 

Masz w ustach stek klamstw,
Słów tak niepotrzebnych nikomu,
Skutkow ubocznych zdarzeń, 
Pragnących zrobić coś zlego. 

Nie martw się mój statek nie tonie,
Ta łajbą plynac można po kres,
Odkryc Atlantydę i skraj, 
Zapraszam cie na pokład. 

Nie będzie nam trudno,
Chociaż ja rozumiem to lepiej,
Ty będziesz mi wiatrem, 
Ty będziesz moja burza.

Ognie swietego elma, 
Tak pięknie otaczają nasze nagie ciała, 
Tak cudownie wija się wokół, 
Wsaczaja nam radość. 

Ognie swietego elma, 
Całują nasze dusze, 
Kołyszą nam serca,
I pchają w nieznane. 

Prometeusz

Te wszystkie szczegóły w tobie,

Sprawiają, że grawitacja wiotczeje,

Twoje palce dotykające moich dłoni,

Uśmiech, który tak uwielbiam,

Masz w sobie więcej miłości,

Niż komukolwiek się wydaje.


Chcę ciebie więcej ale nie za dużo,

Chcę wciąż więcej i więcej,

Uciekam w ciebie w myślach,

Chociaż tak na prawdę to z tym walczę,

I uciskam te wszystkie rany,

Ale krew chce sama płynąć.


Marzę tylko o tym żeby to się zdarzyło,

Aby dotykać twojej skóry w ten sposób,

I delikatnie wcierać siebie w twoje życie,

Jak światło słoneczne przenikające bagno.


Uciekam w ciebie, bo chcę tam biec,

I nie boję się już, bo wiatr mnie nie zabije,

I nie boję się już, bo wczorajszy dzień,

Nie jest taki straszny dzisiaj.


Chcę wcierać się w ciebie jak maść,

Wchodzić we wszystkie szczeliny,

Wnikać jak powietrze,

Wypełnione mentolem.

I zapachem energetyka.


Chcę spotykać ciebie,

We wszystkich snach,

W każdym momencie,

Wchodzić z tobą w miejsca,

W których nie byłem.


Chcę nie być sam,

Chcę być z tobą.

Czym jest szczęście i miłość

Nie da się grać i wygrać,

Popatrz w moje oczy,

Znajdziesz tam kocie łby,

Uwikłane w historie,

Najtrudniejsze zagadki,

Cicho błądzące w nicości.


Uciekając ze mną za rękę,

Odnajdziesz tylko otchłań,

Próbując zdobyć świat,

Odnajdziesz tylko zgliszcza.


Popatrz w moje oczy,

Głęboko się w nich zakochaj,

Bo tam jest światło,

Którego nie da się stracić.


Głęboko się zakochaj,

W mojej ciszy,

Bo nie chcę dawać ci słów,

Nie chcę dawać ci kwiatów,

Które więdną dla twojej radości,

Cierpią dla pustych przyrzeczeń,

I łóżkowych spraw.


Rolą kwiatów jest kwitnąć,

Przemijać i wracać,

Istnieć jako piękno,

Które ma głęboki sens,

Pachnieć sobą,

Nie dla Ciebie,

dla świata.


Dla świata.


Trudne decyzje

Wciąż robię coś bez wielkiego celu,

Bez namysłu rzucam się na wiatr,

Zdaje mi się, że nie używam emocji,

A miesiące później rozumiem,

Poznaję swoje własne kroki,

Jak poznaje się dzieje historii.


Jak chcesz dowiedzieć się kim jestem?

Przecież nawet ja tego nie wiem,

Dowiem się w przyszłości.


Dzisiaj stanąłem przed tobą,

Nie rozumiejąc kompletnie co się dzieje,

Nie jestem już dzieckiem,

Doskonale rozumiem,

Że życie nie ma żadnego planu,

Że rzeczy dzieją się same.


Dzisiaj stanąłem przed tobą,

Nie jestem już dzieckiem,

Rozumiem, że chcę cię widzieć częściej,

I chcę widzieć twój uśmiech,

Nie jestem już dzieckiem,

Rozumiem, że tego chcę.


Za kilka miesięcy zrozumiem,

Chociaż podejrzewam, że znam odpowiedź.


Jutro wstanie słońce,

A ja będę czekał na ciebie,

Szczęśliwy twoim istnieniem,

Radosny myślą o tobie.


Bo wciąż jestem dzieckiem,

Widzę farby i chcę kolorować,

Czuję smaki i chcę smakować,

Chcę miłości.


Se branler dommage

Naszła mnie ochota,

Bo przeszła, przyszła była,

Naszło mi, naszło.

Aż zanadto, nad to mam to.


Mam to znów, bo zgubiłem,

Naszła mnie ochota,

Ale tym razem, my razem,

Nie od razu...


Po prostu - pewnego razu,

Mam aż zanadto nad to,

Mam to, bo naszło,

I ty masz to, to dlatego.


Także skoro nie mogę tak sam,

To dam sobie tę siłę,

Nie dając sobie tej siły,

I wstrzymam się, aż się nie wstrzymam.


Bo wstrzymuję się tylko po to,

Aby już więcej się nie wstrzymywać,

Bo to tak działa,

Niezależnie ode mnie.

Lubię o tym marzyć

 Wchłaniam powietrze wypełnione tobą,

Twój zapach, który tak dobrze znam,

Rozmieszczony wewnątrz mojej duszy,

Wszystko znów jest za mgłą.


Lubię to kiedy jesteś taka naga,

W emocje, w uczucia, w słowa,

Twoje usta całują koniuszek mojego palca,

A słowa dotykają moich myśli.


Nic co brudne nie ma tutaj wstępu,

Taka jest naturalna kolej rzeczy,

Umiem cię zadowolić i to jest chyba ważne,

Nie potrafię się nad tym zastanawiać.


Lubię kiedy dotykasz moich policzków,

I myślisz, że jestem dobrym człowiekiem,

Podoba mi się to, że ci się to podoba,

Że wszystko jest takie jak należy.


Twoje nagie ciało, obracasz w pościeli,

Uśmiechasz się tak jak nigdy wcześniej,

Zachęcasz mnie, chociaż jestem już chętny,

Fajnie jest myśleć, że czujesz się ważna.


Chodź do mnie jeszcze raz,

Niech czas spierdala gdzieś daleko,

A te wszystkie idiotyzmy o jutrze,

Niech sobie wsadzą głęboko w dupę.


Chodź do mnie jeszcze raz,

Nie ma już czasu, on zniknął,

Nie ma już jutra, nie jest potrzebne,

Chodź naga taka jak jesteś,

Chcę słyszeć bicie twojego serca,

Chcę czuć twój oddech swoim ciałem,

Chcę dokładnie rozumieć twoją rozkosz,

Obustronna wariacja na ten właśnie temat.


Napluj mi do ust, uderz mnie w twarz,

Chcę słyszeć głośne klaskanie,

O twoje spocone ciało,

Moim spoconym ciałem.

Nowe dobre czasy

Lubię kiedy myślisz o mnie tak,

I się do tego nie przyznajesz,

Nawet przed sobą,

Kiedy po ścianie tańczą cienie,

Kiedy w ulicach słychać śpiew,

Kiedy jutrzejszy dzień jest piękny,

A wczorajsza noc to zapomnienie.


Uciekam w myśli,

Co moglibyśmy zrobić,

Gdzie moglibyśmy być i co mówić,

Co kupilibyśmy właśnie tam.


Uściskaj mnie, poczuj mój zapach,

Chcę myśleć o tobie jak o bitej śmietanie,

Jak o pianie zdmuchniętej przez wiatr,

Jak o mleczach, 

Płynących przez zieleń,

Przez czas.


Uwielbiam cię, tak zawsze było,

Codziennie napełnia mnie myśl,

Że w końcu nadejdzie ten dzień,

Kiedy będę mógł,

Cię przytulić i pocałować w skroń,

Dotknąć twoich ust i uśmiechnąć się.


Nie ma nic lepszego,

Niż to, że czujesz się przy mnie bezpieczna,

Nic cenniejszego niż twoje bezdźwięczne "dziękuję",

Nic bardziej rzeczywistego niż my.


Lubię tę myśl, że istnieją dodatkowe wymiary,

A my tworzymy je miłością,

Malujemy je w naszym szarym świecie,

Kolorujemy rzeczywistość,

W sposób w jaki,

Fizycznie się nie da.


Przytul mnie, pocałuj,

Przytul mnie, pocałuj,

Tak mocno mnie przytul,

Tak szczerze pocałuj.


Chcę czuć tę radość,

Której smaku już nie pamiętam.


Chcę mieć w końcu rodzinę,

W końcu być kimś,

Komuś potrzebny,

W ten właśnie sposób.


Tobie potrzebny.

Romantycznie

Chyba jestem inny level,

Nie kręcą mnie te wszystkie świece,

Te całe pocałunki o zachodzie,

Ani apartament, ani limuzyny,

Ani wyznawanie sobie uczuć,


Cholernie nie rusza mnie to,

Że jest tak przytulnie,

Że jest tak ciepło,

Że w moim sercu brzmi muzyka,


Właściwie to, właściwie to to nudne,

Cholernie nieciekawe,

I uważam, że to żałosne,

Jak próbujesz wmówić mi, że powinienem to lubić.


Cóż, nic nie musisz,

Ani ja też nie muszę.


Uważam jednak, że to cholernie romantyczne,

Jak brniemy w deszczu, wkurwieni,

I klniemy oboje pod nosem,

To cholernie romantyczne,

Że nienawidzimy tych samych ludzi,

Że oboje jesteśmy leniwi,

To cholernie romantyczne,

Że nie mogę o tobie powiedzieć zbyt wiele dobrego,

Nie masz mi nic do zaoferowania,

A ja jestem takim przegrywem.


To cholernie romantyczne,

Że byłaś tak głupia i poleciałaś na moją gadkę,

A ja tak napalony, że chciałem zaciągnąć cię do łóżka.


To cholernie romantyczne,

Że nie ma w tym nic romantycznego,

Że jesteśmy tak pełni wad, których nie cierpimy,

Że mnie wkurwiasz, tak bardzo,

Nikt mnie tak nie wkurwia.


To cholernie romantyczne jak mocno z tym walczę,

Żeby cię nie kochać,

Jak cholernie się cieszę, że cie nie ma,

A jednak kocham cię.


Kocham cię, mimo że wszystko temu przeczy,

Że sam temu przeczę i w to nie wierzę,

Że nikomu tego nie powiem,

Nie przyznam się do miłości jaką cię darzę.


To cholernie romantyczne,

Że robię wszystko, aby się z tobą nie spotkać,

Ale moje serce cieszy się kiedy cię widzę,

A ja wtedy jestem tak bardzo zły.

Zły na moje serce.


Ta miłość nie ma końca,

Ta miłość nie umiera,

Ta miłość się nie kończy,

Ta miłość - oboje jej nienawidzimy.


To cholernie romantyczne,

Że coś takiego w ogóle istnieje,

Że myślisz o mnie tak samo często,

Jak ja myślę o tobie.

To cholernie romantyczne,

Że wciąż czytasz te wiersze,

Że doskonale je rozumiesz,

Że wkurwia cię to, co tu napisałem.


Nie ma nic romantycznego,

W kwiatach, czekoladkach,

Świecach ani pieprzonych randkach.


Romantyczne jest to,

Jak bardzo nie da się tego zabić,

W żadnym z nas.

Nie ma utraconych gwiazd

 Rozchodzimy sie,

Ale nie jak spodnie,

Ani jak nowe buty,

Rozchodzimy się,

W różne kierunki,

Bez mianownika.


Uciekamy w swoje światy,

Obdarci ze złudzeń,

Obdarci z ubrań,

Zgwałceni wzajemnie,

Własnymi wymaganiami,

Naszymi marzeniami.


Jesteś jak padający śnieg,

A ja wysuwam język,

Aby móc dotykać twoich płatków,

Pieścisz mnie jak złudzenie,

A ja tak mocno się cieszę.


Jestem jak gorąca woda,

Miałem sprawiać ci radość,

A okazałem się niemiłą niespodzianką,

Uciekasz poparzona,

Tak bardzo mi z tym źle.


Lecz cienie będą kłaść się,

Cienie będą wstawać,

A my w końcu znajdziemy,

Znajdziemy w tym sens,

Zrozumiemy oboje.


Byłaś dla mnie ważna,

I zawsze taka będziesz,

I ja dla Ciebie nigdy nie będę nikim,

Stanę się posągiem,

Lekcją, która nie ma nazwy.


Lubię teraz być przeminięty,

Być wspomnieniami,

Bo wiem jak mocno je analizujesz,

Siadasz mi na magicznych kolanach,

I snujesz "A co by było gdyby...".

Pobawmy się w bycie

Może tym razem dla odmiany,

Pobawmy się w coś z treścią,

Zróbmy sobie zabawę,

Z czegoś, co wszyscy nazywają życiem,

Stańmy naprzeciwko siebie,

Uśmiechnijmy się jak należy,

Bądźmy tak głupi jak oni,

I pobawmy się w bycie.


Niech zniosą nas ze wzgórz,

O zachodzie słońca, 

Rozsypują kwiaty, ryż czy inne jedzenie,

Jebać ich wszystkich.


Chyba nic mnie nigdy nie interesowało,

To jak ból głowy, który ignorujesz,

Stań naprzeciwko mnie,

Pocałuj i wyszeptuj mi słowa.


Lubię jak moje serce bije tak szybko,

Lubię wchodzić w ciebie z całej siły,

Lubię jak słońce świeci nam na gołe plecy,

Lubię jak uśmiechasz się i chcesz więcej,

Lubię to kim jesteś w tej chwili,

I nic mnie nie obchodzi,

Nie będzie mnie też obchodziło,

Po jaką cholerę to wszystko.


Jeśli cokolwiek ma jakikolwiek sens,

To właśnie my bawiący się w życie,

Nie uciekający od niczego,

Jak te wszystkie nudne pierdoły.


Jesteś taka piękna kiedy w to wierzysz,

Chociaż wiem, że tak samo jak ja,

Płoniesz czarnym ogniem,

W swoim pokrojonym sercu,

Że diabeł ma rezydencje w twojej duszy,

Że w umyśle jesteś pokurwiona jak nikt.


Pobawmy się, pobawmy w bycie.


Bo jesteśmy dziećmi wciąż,

Tylko takimi zgwałconymi,

Takimi, które zaznały wiele przemocy,

Takimi co działają jak lustra,

Oko za oko,

Jebać ich wszystkich.


Kocham Cie,

Mimo że cię nawet nie poznałem,

I boli mnie głowa.


Kochaj mnie,

Bez większego sensu,

Powodu.


Nie chce mi się słuchać o tym,

Że kobiety to kurwy,

A mężczyźni to kurwiarze,

Ani o tym, że w dzisiejszych czasach...


Jebać ich,

Kochajmy się, 

Bo to ma najmniej sensu,

Bo to jest najgłupsze co można zrobić,

Bo to nie przynosi korzyści,

Bo tak właśnie nie należy.

Lubię

W zalewie emocji,

W zalewie z naszych gęstych uczuć,

Obstanę przy swoim,

Chociaż pociąga mnie twoja opcja,

Uciekałem ale to już historia.


Usiądź przy mnie i porozmawiaj ze mną,

Chcę patrzeć w twoje oczy kiedy mówisz,

Uśmiechaj się do mnie,

Chcę patrzeć w twoje oczy kiedy to robisz,

Patrz na mnie,

Chcę widzieć jak zjadasz mnie wzrokiem.


To zabawne, że chodzi ci tylko o mój zapach,

To zabawne, że mi zawsze chodziło tylko o twój zapach.


Usiądź ze mną w spokojnych chmurach,

Stworzonych tylko dla nas oboje,

Kochaj się ze mną,

W ciszy, w spokoju,

W dźwiękach hip hopu,

I zamknij się w końcu,

Bo nikogo to nie interesuje,

Że masz wątpliwości.


Nie miej wątpliwości,

To nie jest miłość,

To coś co możemy sobie sami nazwać.


Lubię takie zabawy.

Lubię takie zabawy.

Nic nam nie będzie

 Pamiętasz ten moment,

Kiedy siedzieliśmy razem,

Zjadając sushi i siebie nawzajem,

Ja mówiłem do Ciebie jak do damy,

Pierwszej klasy damy,

A ty do mnie jak do najprawdziwszego,

Gentlemana,

Byliśmy jak dwie świece,

W tym momencie, 

Kiedy najmocniej płoną.


Nie martw się,

Nic nam nie będzie.


Pamiętasz jak płacząc wiedziałem,

Że czas zjada nasze chwile,

Że nadejdzie w końcu ten moment,

I nie umiałem do siebie dopuścić,

Czegoś, co tak dobrze wiedziałaś.


Nie martw się,

Nic nam nie będzie.


Pamiętasz jak pijany jak świnia,

Mówiłem ci najgorsze rzeczy,

A ty płakałaś prosząc, żebym przestał,

Bo to nadszedł ten moment,

A ja nie umiałem tego strawić.


Nie martw się, 

Nic nam nie będzie.


Pamiętam, że wiedziałem że,

Byłaś dla mnie kluczem,

Moim ostatnim krokiem do bycia mną.


Dziękuję, że zabiłaś to czym byłem,

Do dziś brzydzę się tą osobą.

Dziękuję, za wszelki ból,

Był mi potrzebniejszy niż cokolwiek.


Dziękuję.

Nie martw się,

Nic nam nie będzie.

Chcieć chcieć

 Chciałbym chcieć,

Mieć ogień w żyłach,

Milion pragnień,

Życzenia odnośnie jutra.


Mam tylko spokój,

Ale brakuje mi wszelkiego zła,

Ogólnego chaosu,

Niepoukładania w myślach.


Chciałbym tęsknić do gwiazd,

Prosić do księżyca,

Chciałbym cierpieć ból tęsknoty,

Za nieskończonością.


Chciałbym zastanawiać się nad składem atomów,

Myśleć o tym jak zbudowana jest miłość,

Dogłębnie analizować mapę nieba,

I czuć to cholerne coś.


Chciałbym słuchać muzyki,

W spokoju płakać nad własnym losem,

Ze łzami w oczach oglądać filmy,

Nawet te miłosne.


Chciałbym chcieć kochać,

Wybaczyć tym wszystkim, którzy odeszli,

Stać nad kolejnym grobem z wiarą w życie.


Chciałbym chcieć,

Słyszeć znów muzykę sercem,

Nie być tym robotycznym śmieciem,

Co pachnie najwyżej elektroniką.


Chcę móc się otworzyć,

Zrzucić z siebie ten ciężar strachu,

Przestać zastanawiać się nad konsekwencjami,

Starość to niestety stan umysłu.

Rzeczy delikatne

 Nie jestem tego wielkim fanem,

Ciosały mnie moje własne głupie uczynki,

Wyciskały mnie jak winogrona,

Jestem jak spocone w saunie ciało,

Jak trup gołębia na autostradzie,

Jak już o tym myślę, to mam dość.


Rzeczy delikatne są dla mnie takie,

Bez zastosowania, jakby ulotność,

Nic nieznaczący powiew wiatru,

Bezsensowne długie rozmowy o niczym.


Lubię twoją delikatność,

Ale mnie nią nie dotykaj,

Mam wrażenie, że popsujesz ją,

O moją skórę, tak chropowatą.


Lubię twoją delikatność i twój uśmiech,

W porze wieczornej, kiedy świecisz oczami,

Jak mały statek na morzu pełnym samotnej wody,

Płynący gdzieś w otchłań drugiego końca.


Lubię twoją delikatność, lubię jej dotykać,

Ale tylko myślami, bo moje niezgrabne palce,

Mogłyby zostawić na niej ślady,

Lub tłuste plamy, których sam nie lubię.


Lubię twój dotyk, który nic nie znaczy,

Ale psuje wszystko, w co wierzę,

Przeszywa mnie jak najostrzejszy nóż,

Tnie mnie mimo swojej niewinności.


Fajne są te definicje, które możemy ustalić,

Chyba najbardziej lubię tę kreatywną stronę,

Ten potencjał, którego nie trzeba wykorzystywać,

Ale można sobie wyobrażać.


To zabawne, że w myślach umiem dopuszczać,

Że kiedyś, w niedalekiej przyszłości,

Dojdzie między nami do wyznań,

I będą one tak bardzo delikatne i prawdziwe.

Nie ma cię

 Nie ma cię,

Ani obok mnie,

Ani w twoich myślach,

Ja nie istnieję,

Choć jestem tam cały czas,

pewnie czujesz złość,

a może nawet nienawiść,

myślisz,

Ale cie nie ma,

Nie ma twoich smutnych oczu,

Psiego wzroku,

Naiwnego spojrzenia,

I tej dziecięcej radości,

Pełnej gwiazd,

Dzikich róż,

Wiosny jakiej nigdy nie zaznałaś,

Na mój widok.


Nie ma cię,

Szkoda bo cierpię z tego powodu,

Chociaż to największy idiotyzm,

Najdziwniejszy paradoks,

Samopisząca się satyra,

Bo czy może być coś bardziej,

Niemożliwego,

Głupiego,

I wkurwiającego cię,

Niż myśl,

Że...

że my.


Wiesz,

Cierpię z tego powodu,

Kisnę cicho we własnym bólu,

To znośne,

Co jest jeszcze gorsze,

Bo ta znośność,

Staje się nieznośna.


Żałuję, że cię nie ma.

Socjopata

Nie da się wygrać z całym światem,

Bo kiedy podejmujesz grę,

I zdobywasz punkty,

To tak na prawdę przegrywasz,

Stając się dostosowaną jednostką.


Uciekaj ale nie uciekniesz,

Samotność to najlepsza przyjaciółka,

Takiego chorego socjopaty,

Bo właśnie od tego jest to słowo,

Aby go używać i od razu wiedzieć,

Kto jest kim.

Kim jestem ja i kim jesteś ty.


Ciesz się swoją normalnością.

Lubię kurwy

Lubię kurwy,

Bo lubię sprawy proste,

I chociaż w słowach tych,

Doszukujesz się seksualnego kontekstu,

I wyobrażasz sobie, 

Że lubię kurwy,

To nie jest tak jak myślisz.

Lubię kurwy,

Bo to taki szczery zawód,

Bez obciągania po godzinach,

Miłych udawanych słówek, 

Takich, które są czymś więcej niż grą aktorską,

Bez ukrywanej żądzy,

Żądzy rządzenia,

To taki szczery zawód,

Lubię kurwy, 

I nie lubię kurew, 

Które kurwami nie są.

Spadajace gwiazdy

 Widze spadajace gwiazdy,

Roje, miliony,

W waszych oczach,

Zachwyconych,

W koncu osiagnalem cel,

Aby przejsc ta trudna droge,

W krwi brudny,

Usmiecham sie do slonca,

Udalo sie dojsc tutaj,

Aby moc radosc niesc,

Do samego konca.

Krol nie zyje,

Ten co kisl ma tronie,

Ten co kazal scinac,

Teraz wchodzi nowy,

Z bogiem w sercu,

Dobrocia w czynach,

Podziekowan pelen.

Dziekuje ze cie mam,

Dziekuje za kazdy oddech,

Teraz jest juz tylko dobrze,

Bedziemy toczyc sie w szczesciu,

Klatwa zdjeta,

Dobrym czarem,

Jutro wstanie afrykanskie slonce,

Nad Jawajska plaza,

Przy kalifornijskich palmach,

Swiat ukoni sie dobru,

Bo w koncu to teraz,

Do konca,

Czasy swiadomosci,

Czasy usmiechow,

Czystej radosci,

Udzielanej pomocy,

Odlozcie te noze,

Otrzyjcie lzy,

Jestem.

Wrocilem.

Bede,

Dla was.

Kocham znow,

Bog ze mna,

Kocham znow,

To poczatek legendy.

dzieci

Nie lubie kiedy cie nie nie ma bo...

Tarzamy sie w poezji, słowach,
Obrzucamy nutami jak dzieci,
Toczymy w pierdolonej inteligencji,
Kochamy marzyc o nieskonczonosci,

Tesknie za toba jak cie nie ma bo....

Masz w glowie muzyke, w sercu spiew,
Bo umiesz cierpiec jak wojownik,
Cicho spiewasz o lepszym jutrze,
A twoje serce odmierza moj najlepszy czas,

Uciekam w mysli do ciebie bo...

Kazda twoja zgloska wpada we mnie,
Jak rozpedzony proton, uderza w rdzen,
Tworzy nowe pierwiastki w prozni,
Bo w twoich oczach ja istnieje inaczej.

nie umiem

nie umiem mowic,

nie umiem,

nie potrafie mowic,

mimo wszystkich slow,

mimo kazdego slowa,

nie umiem ci powiedziec,

nie umiem tego zrobic,

nigdy nie bede umial,

nie umiem powiedziec czego chce,

nie umiem,

nie umiem,

chcialbym umiec,

bardzo bym chcial,

nie umiem,

nie umiem tego napisac,

nie umiem,

nie umiem kurwa,

nie umiem,

nie umiem,

nigdy nie zrozumiesz bo nigdy tego nie powiem,

nigdy tego nie powiem,

bo tego nie umiem,

umiem powiedziec wszystko,

w wielu jezykach,

w dialektach,

w zagmatwanych wiązkach,

w szlakach nieprzetartych,

ale tego nie umiem,

nie umiem.

nie potrafie,

nie umiem,

placze,

ale nie umiem ci powiedziec dlaczego,

nie potrafie o tym mowic,

nie umiem.

nigdy sie nie naucze,

bo juz jest za pozno,

jest za pozno.

jest za pozno abym umial.

dlatego nigdy nie zrozumiesz,

czegos czego nie da sie powiedziec,

nie da sie zrozumiec,

chcialbym o tym napisac,

chcialbym,

ale nie umiem.

powiedzialem juz wszystko co umiem,

kazde slowo bylo prawda,

ale tego nie umiem,

nie umiem.