Ty głupia szmato

Twojej delikatności smutne oblicze,

Druzgotane brudem tego świata,

Wszelkie życie kłaniające ci się,

Całkowita suma dobra.


Podejdź do mnie, dotknij mnie,

Pobłogosław mnie swoim istnieniem,

Chcę doznać rozkoszy twojego dźwięku.

Nie ma nic i nikogo ponad ciebie,

Wszystkie chwile tęsknoty,

Umierania w środku — bo mi ciebie brak.


Niech świat podlewa nas sokiem miłości,

Plony wszelkiego dostatku otaczają nas,

Nasze nagie ciała niech tańczą,

Jak w powrocie do błękitnej laguny,

Jak młoda Jovovich, bez skazy.

Gdyby tylko istniało zło,

Tak potężne jak dobro, którym jesteś,

Bylibyśmy zgubieni,

Bylibyśmy zgubieni,

Skazani na wszechobecne cierpienie,

Na nieznośność męczarni diabelskiej,

Której nawet i sam diabeł by się lękał.


Przez otwarte okno widzę ptaki wędrujące,

Odlatując tęskniące do ziemi, po której stąpasz,

Bez wytchnienia myślące, aby powrócić.

Jakbyś wchłonęła wszystko, co dobre,

Jakbyś całkowicie opętała wszelkie piękno,

I zawładnęła nim, tak majestatycznie.

Nie ma niczego co odwróciłoby mój wzrok,

Od cudu, którym jesteś,

Od dobra, które niesiesz.

Nic nie zmyje uśmiechu z moich ust,

Kiedy tylko lekka myśl o tobie,

Przebiega w tym chaosie.


Czarne dziury wstydzą się swojej słabości, 

Gwiazdy bledną od braku światła,

Tworzysz nowy porządek wszechświata,

Budujesz wszystko od nowa.

Jak bogini, jak stworzenie pierwotne,

Jak wielki wybuch jak nieskończoność.