bać się miłości

jak pies co boi się w sylwestra,

chowam się pod łóżkiem

pod stołem,

pod nogami czyimiś,

nie ważne gdzie,

przed kochaniem,

daleko w ciszę,

we własne myśli,

chowam twarz między palce,

owijam je wokół głowy,

znikam i zwijam się w sobie,

boję się.


jak pies w sylwestra, 

skomlę ze strachu,

piszę schowany,

uciszany przez świat.


jak to boisz się miłości?

jak ognia, jak śmierci,

jak największej straty,

boję się tak, że nie umiem myśleć,

stękam, trzęsę się,

szukam wykrętów,

byleby tylko, mojego serca znów to nie zalało,

byleby tylko, mój umysł był czysty,

byleby tylko odeszła.


Boję się miłości,

bo zabrałaś mi tę odwagę,

zabrałaś mi ją do swojego grobu,

a ja boję się kopać w nim,

boję się tego co znajdę w sobie.


Kiedy patrzę jej w oczy,

boję się kochać je z całego serca,

boję się czuć jej dotyk,

drżę jak myślę, że ona to powie,

że będę pewien jej uczuć,

że mnie przekona.


Boję się jej bardziej niż śmierci,

Mimo, że wiem jak głupi jestem,

Jak wiele tracę, jaką pustką się otaczam,

Boję się wszelkiej miłości do mnie,

Ode mnie, wokół mnie,


Boję się mamo,

Boję się przez ciebie.


Ktoś opowiadał mi o odwadze,

aby mimo strachu przeć przed siebie,

aby mimo strachu odkopać ten grób,

wyciągnąć z niego to co moje,

i ujebany po pachy,

w błocie, zalany deszczem ciepłym,

smutny wciąż, lecz szczęśliwy,

włożyć znów w odpowiednie miejsce,

odpowiedni element,

boję się miłości.


Życie wszak jest tylko jedno,

widział ktoś moją łopatę?